niedziela, 7 października 2018

Twierdza Wisłoujście - zamknięcie sezonu

Lato minęło za szybko, jak zawsze... Tym razem symbolicznie zakończyliśmy je pokazami rzemiosła na Twierdzy Wisłoujście w Gdańsku. Była nas trójka z Gdańskiej Roty Mieszczańskiej, szewc, prządka i artylerzysta. Przyjechało też sporo osób z innych grup reko, więc było na co popatrzeć. Była musztra osiemnastowieczna, skręcanie lin, walki na piankowe miecze, muzyka barokowa na żywo.
Turyści na Twierdzy Wisłoujście są bardzo mili i autentycznie zainteresowani tym, co pokazują rekonstruktorzy. Może to zasługa miejsca - trzeba dojechać spory kawał od miasta, co odsiewa przypadkowych widzów. Naprawdę lubię pokazy w tym miejscu. Tymczasem żegnam się z Twierdza do wiosny. Najpewniej w maju znów się tam zjawimy.

Fot. Anna Klara Muszyńska

Fot. Anna Klara Muszyńska

piątek, 5 października 2018

Twierdza 2018


Tegoroczna „Twierdza” była bardzo udana. Pogoda w sobotę była zmienna i często lało jak z cebra, ale na szczęście wszystkie ulewy przetrwałam w jakimś zacisznym miejscu. Ale po kolei.

Na imprezę wybrałam się z moją przyjaciółką Barbarą „Yuhime” Wyrowińską. Dla wygody wzięłam samochód na nasze graty i dzień wolnego w piątek na dojazd. Słonko świeciło, Basia była spakowana i czekała na mnie na parkingu, więc ruszyłyśmy z kopyta o 10 rano i po 14:45 byłyśmy w Giżycku. Jak na mnie to świetny czas, zwłaszcza, że jak to dwie babki w podróży robiłyśmy przystanki na WC, kawę i jedzenie.

Na miejscu było przygotowane pole namiotowe, ale skorzystałam z możliwości rozbicia się przy wiosce Tolkienowski j i Kafejce z 1001 nocy, bo pasowałam klimatem.
W Wiosce miały się co wieczór palić ogniska integracyjne, więc zaopatrzyłam się w zatyczki do uszu, dzięki czemu nie budziła mnie nawet najhuczniejsza impreza.

Przebrałyśmy się w nasze stroje i ruszyłyśmy na obchód Twierdzy. W strefie gastro można było spróbować tatarskich przysmaków, np. pieczonych pierogów nadziewanych jagnięciną, po prostu pycha!
Fot. Maciej Reihl


Pierwszy wieczór to była impreza, którą skończyłyśmy gdzieś około 3 nad ranem, jak za starych studenckich czasów. Odespałyśmy następnego dnia i  ruszyłyśmy na prelekcje. Było z czego wybierać, zwłaszcza, że często infestujące tematy były ustawione jednocześnie.  
Prelekcje o RPG, czyli skąd czerpać inspiracje i kolejna o typach graczy były bardzo  fajne. Niby znam się na temacie, prowadzę od lat, ale wiele rzeczy dostałam zgrabnie ubrane w słowa, podparte cudzym doświadczeniem a do tego mnóstwo przydatnych sztuczek. Np. absolutnie wspaniale rozwiązanie: rzuć kostką i odegraj wynik.

Niesamowicie wglądał wieczorny fireshow. Widziałam w życiu wiele takich pokazów, ale ten był naprawdę wspaniale zrobiony. 10/10 za wrażenia artystyczne. Obserwowanie iskier tańczących w powietrzu miało w sobie coś zaskakująco lirycznego.

Niesamowita okazała się prelekcja o zarabianiu na cosplayu prowadzona przez Isaabel i Violet. Była tak dobrze przygotowana i profesjonalnie poprowadzona, ze wciąż jestem pod wrażeniem. Dziewczyny zaczęły od wprowadzenia czy jest zarabianie na cosplayu, dla kogo się pracuje, w jaki sposób wygląda taka praca. Dużo czasu poświęciły sprawom prawnym, temu jak pisać umowy z firmami i jakie rzeczy trzeba w takiej umowie wskazać [np. długość trwania przerw, czas pracy, a nawet to, czy stroju wolno dotykać osobom postronnym]. W przyszłym roku zamierzam pójść na wszystkie prowadzone przez nie prelekcje, bo jestem pewna, że też będą świetne.

W tym roku na sobotni obiad wybraliśmy się większą grupą do Baru Omega, który polecał Łoś. Już z daleka na ulicy pięknie pachniało jedzeniem, a kolejka do zamówienia była spora, co świadczyło o tym, że potrawy są dobre. W kolejce przetrwaliśmy sobie spokojnie ulewę a potem zjedliśmy pyszne jedzenie, którego było tyle, że trudno było skończyć swoją porcję.
Na ulicy wygłupialiśmy się korzystając z naszych strojów; Łoś wziął mnie na celownik repliki karabinu, a że wyglądałam jak muzułmanka, to ludzie bardzo dziwnie się na nas patrzyli ;-)

Wieczorem znów prelekcje o mistrzowaniu, tak bardzo udane, że odpuściliśmy sobie konkurs Alter Ego. Obejrzałyśmy tylko zwycięzców. Resztę wieczoru spędziłyśmy po prostu w Kafejce z 1001 nocy przy świetle lampionów i świetlnego miecza Isaabel J Padłyśmy spać naprawdę szybko ale bez większego żalu, bo wybawiłyśmy się jak studentki. W nocy szaleli Gopnicy, były dzikie harce w Kafejce, ale znam je już tylko z opowieści Łosia, który wytrwał znacznie dłużej [miał bliżej do domu, skubaniec ;)].

W drodze powrotnej zabrałyśmy do Gdańska jeszcze dwie pasażerki. Szacun dla dziewczyn, bo do Giżycka przyjechały autostopem.  W zasadzie przez całą drogę miałyśmy o czym rozmawiać, krajobrazy były piękne, a kawa na stacjach gorąca i dobra. To była naprawdę udana podróż, nie dłużyła się ani odrobinę.
Teraz czas myśleć o własnej prelekcji na kolejny rok i planować fajny strój J

środa, 15 sierpnia 2018

Projekt "Szeherezada" - cz. 2

Uszyłam dodatkową koszulę do mojego stroju fantasy.  Tym razem miałam duży zapas materiału, więc zrobiłam poszerzany dół i odszycie dekoltu zamiast kusej lamówki. Zrobiłam nawet maszynowe ściegi ozdobne wokół szyi, na brzegach rękawów i na dole.
Do koszuli dołożyłam kamizele z tafty.

Kupiłam specjalną stopkę do zwijania materiału żeby móc łatwiej obrębić cieniutkie tkaniny i teraz przydała mi się do welonu, zrobionego z perłowego szyfonu. Szyfon okropnie się strzępi a obszywanie go ręcznie zajęłoby mi długie godziny. Nie mam wprawy w używaniu tej stopki a materiał też nie ułatwił sprawy wyjeżdżając z niej bokiem co chwila, ale jakoś to poszło.

Materiał na koszulę: silky asia  ze sklepu Textilmar w Gdyni, 2 metry bieżące. Zużyłam około 1,6 metra.
Materiał na welon: szyfon perła ze sklepu Textilmar w Gdyni, 1,5 metra.
Materiał na kamizelę: tafa i bawełna, też z Textilmaru, 1,5 metra.

Fantastyczna sesja zdjęciowa wyszła całkiem przypadkiem. Mieliśmy wieczorem grać w RPG lecz drużyna zaniemogła i zostało wolne popołudnie. Umówiłam się więc z Yuhime i poszłyśmy w plener w naszych strojach szykowanych na Twierdzę. Na granicy Wrzeszcza i Brzeźna są nieużywane bocznice kolejowe i opuszczony peron, w sam raz na klimaty post-apo :)







czwartek, 9 sierpnia 2018

Princeska


Chronologicznie jest to pierwsza uszyta tego lata sukienka, ale najdłużej czekała na fotkę. Po prostu nie miał jej kto dla mnie zrobić. Sukienka doskonale  sprawdza się w pracy, więc w końcu poprosiłam koleżankę o pstryknięcie fotki w czasie przerwy. Neutralne biurowe przestrzenie świetnie się do tego nadają J

Materiał: bawełna z elastanem kupiona w sklepie stacjonarnym we Wrzeszczu na klonowej, 3 metry bieżące. Pasek dokupiłam w Orsay’u na wyprzedaży.
Wykrój zapożyczyłam z mojej sukienki z kursu krawieckiego, tylko zamiast odcinanego dołu zrobiłam nowy szablon  z pełnymi panelami. Stąd wzrosło mocno zużycie materiału.
Dekolt za bardzo mi się rozciągnął w trakcie szycia i prasowania, więc zwęziłam go robiąc małą kontrafałdę pod szyją. Nawet jestem zadowolona z tego, jak wyszła J






sobota, 4 sierpnia 2018

Sukienka na upały

Miałam wenę na szycie i czas na szycie, więc uszyłam sobie zwiewną sukienkę na naprawdę upalne dni. Wykrój zrobiłam odrysowując bluzkę w kształcie litery "T" i przedłużając formę. Materiał był kupowany z myślą o bluzce więc miałam go tylko metr, ale problem załatwiłam dodając na dole pasek z innej tkaniny.

Sukienka jest wygodna, leciutka i mało się gniecie. Idealna na lato!







Materiał: silky lycra ze sklepu Textilmar w Gdyni -1 metr, 10 cm wiskozowej tkaniny i lamówka z wiskozowej dzianiny [2cm x 50 cm].

Szycie: 2 godziny [z przerwami na herbatę i pogaduszki z mężem :)]

Maszyny: domowa i owerlok.


Zdjęcia zrobiłam używając samowyzwalacza i roweru jako statywu. Potrzeba matką wynalazków! :D

Projekt "Szeherezada" cz. 1

W zeszłym roku po raz pierwszy pojechałam na imprezę fantastyczną do Giżycka, do Twierdzy Boyen. Sama impreza ma z resztą nazwę "Twierdza".

Bawiłam się świetnie z przyjaciółmi i postanowiłam w tym roku też pojechać.

Pomyślałam o stroju pasującym do prowadzonej przez Maćka Reihla kawiarenki w saharyjskim stylu i narysowałam sobie kostium inspirowany strojami perskich dam. wiem, rozstrzał terytorialny jest spory, ale to fantastyka, więc chodziło mi o zachowanie klimatu i nie rekonstrukcję.  A teraz sobie szyję :)

Podstawa stroju to koszula i szarawary.

Koszulę uszyłam z dwóch prostokątów z pokrojami na rękawy. Z boku są rozcięcia sięgające do talii bo inaczej koszula nie przechodziła przez linię bioder. Nie mogłam jej zrobić poszerzanej bo zabrakło mi materiału. Szyłam z naturalnego jedwabiu - tkaninę kupiłam kiedyś na Grunwaldzie; było to stare sari w kilku miejscach uszkodzone przesz szkodniki.

Szarawary uszyłam z jedwabiu kupionego na wyprzedaży w Hurtowni tkanin Izpol. Nówka sztuka, delikatny, ścisły materiał, jak na spadochrony ;) Szeleszczą, powiewają i pięknie się układają.

Do podstawowego stroju zamierzam jeszcze zrobić pasek z kółkami do podwieszenia torebki lub noża i opaskę na włosy do przyczepienia welonu. Jeśli wystarczy czasu powstanie druga koszula, tym razem już z poliestru i kamizela. Jeśli będzie zimno to okryje się moim historycznym płaszczykiem z Birki i też będzie dobrze. Nie mogę się doczekać tej imprezy :)

Fotografie zrobiła Barbara "Yuhime" Wyrowińska.








piątek, 3 sierpnia 2018

Grunwald 2018


Grunwald przeleciał szybciutko, zostawiając po sobie wrażenie wciskającej się wszędzie wilgoci, deszczu i błota. 
Namioty przeciekały, zwłaszcza ten nowo uszyty dla dzieci, więc teraz zastanawiam się czym zaimpregnować płótno lniane żeby moja praca się nie zmarnowała. Mimo wszystko to był udany wyjazd. 
Zbudowaliśmy z gliny i szklanych butelek piecyk ziemny z przeznaczeniem na wypiek chleba. Nic z tego nie wyszło przez deszcz – nie udało się dosuszyć pieca. Ale zabawa przy jego budowie była naprawdę niezła, zwłaszcza rozbijanie skamieniałej gliny na grudki i robienie z niej błota zdatnego do budowy.
Kury jak zwykle urozmaicały nasze obozowe życie, na przykład znosząc jajka w posłaniach różnych osób. Ponieważ ich obecność staje się obozową tradycją Chorągwi  Gdańskiej trzeba będzie za rok pomyśleć o kurzej infrastrukturze w postaci grzędy i koryta do karmienia. 
Wiata - centrum obozowego życia


Pobiliśmy rekord w sobotni poranek smażąc jajecznice na raty przez cztery godziny. Wiatr rozwiewał ogień na palenisku, więc rozgrzanie patelni było zajęciem dla cierpliwych. Na szczęście byliśmy tak głodni, że cierpliwości nie zabrakło.
Świetnie śpiewało się w kuchni przy pracy dzięki Ines, która nauczyła nas nowych piosenek. Dzieci śpiewały je jeszcze w samochodzie w drodze powrotnej.

"Justycja"?
Tegoroczna próba generalna był naprawdę wesoła, bo w kocu nie padało. Przebrania jak zwykle zaskakiwały, Anonymus na koniach, jednorożce Nadrenii i procarze strzelający balonikami z wodą. I wspaniała „Justycja” odegrana przez Chorągiew  Gdańską w porozumieniu z oryginalnymi justycjariuszami. Warto było być na próbie!

Z własnych wyzwań przetestowałam mój gliniany piecyk, niestety popękał od razu po rozpaleniu w nim ognia. Już wiem, że przed rozpaleniem trzeba nasypać na jego dno trochę pisaku jako izolacji pomiędzy żarem a gliną. Potem warstwa popiołu spełnia tą samą
funkcję.

Okazało się w praktyce, że piecyk jest za wysoki jak na piec żarowy  i nie podgrzewa kociołka dostatecznie mocno, by szybko zagotować wodę lub potrawę. Następny zatem będzie trochę niższy. Średnica była dobra, tu nic nie trzeba poprawiać.
Źle rozmieściłam dziurki napowietrzające, bo nie przebiłam ich na całym obwodzie pieca. Z jednej strony ogień palił się dobrze a z drugiej wcale. W następnym na pewno to poprawię. Piecyk jest ogólnie naprawdę dobrym pomysłem i zamierzam tak długo nad nim pracować aż zrobię udany model.