Tegoroczna „Twierdza” była bardzo udana. Pogoda w sobotę
była zmienna i często lało jak z cebra, ale na szczęście wszystkie ulewy
przetrwałam w jakimś zacisznym miejscu. Ale po kolei.
Na imprezę wybrałam się z moją przyjaciółką Barbarą „Yuhime”
Wyrowińską. Dla wygody wzięłam samochód na nasze graty i dzień wolnego w piątek
na dojazd. Słonko świeciło, Basia była spakowana i czekała na mnie na parkingu,
więc ruszyłyśmy z kopyta o 10 rano i po 14:45 byłyśmy w Giżycku. Jak na mnie to
świetny czas, zwłaszcza, że jak to dwie babki w podróży robiłyśmy przystanki na
WC, kawę i jedzenie.
Na miejscu było przygotowane pole namiotowe, ale
skorzystałam z możliwości rozbicia się przy wiosce Tolkienowski j i Kafejce z
1001 nocy, bo pasowałam klimatem.
W Wiosce miały się co wieczór palić ogniska integracyjne,
więc zaopatrzyłam się w zatyczki do uszu, dzięki czemu nie budziła mnie nawet
najhuczniejsza impreza.
Przebrałyśmy się w nasze stroje i ruszyłyśmy na obchód
Twierdzy. W strefie gastro można było spróbować tatarskich przysmaków, np.
pieczonych pierogów nadziewanych jagnięciną, po prostu pycha!
Fot. Maciej Reihl |
Pierwszy wieczór to była impreza, którą skończyłyśmy gdzieś
około 3 nad ranem, jak za starych studenckich czasów. Odespałyśmy następnego
dnia i ruszyłyśmy na prelekcje. Było z
czego wybierać, zwłaszcza, że często infestujące tematy były ustawione
jednocześnie.
Prelekcje o RPG, czyli
skąd czerpać inspiracje i kolejna o typach graczy były bardzo fajne. Niby znam się na temacie, prowadzę od
lat, ale wiele rzeczy dostałam zgrabnie ubrane w słowa, podparte cudzym
doświadczeniem a do tego mnóstwo przydatnych sztuczek. Np. absolutnie wspaniale
rozwiązanie: rzuć kostką i odegraj wynik.
Niesamowicie wglądał wieczorny fireshow. Widziałam w życiu
wiele takich pokazów, ale ten był naprawdę wspaniale zrobiony. 10/10 za wrażenia
artystyczne. Obserwowanie iskier tańczących w powietrzu miało w sobie coś zaskakująco lirycznego.
Niesamowita okazała się prelekcja o zarabianiu na cosplayu
prowadzona przez Isaabel i Violet. Była tak dobrze przygotowana i
profesjonalnie poprowadzona, ze wciąż jestem pod wrażeniem. Dziewczyny zaczęły
od wprowadzenia czy jest zarabianie na cosplayu, dla kogo się pracuje, w jaki sposób
wygląda taka praca. Dużo czasu poświęciły sprawom prawnym, temu jak pisać umowy
z firmami i jakie rzeczy trzeba w takiej umowie wskazać [np. długość trwania
przerw, czas pracy, a nawet to, czy stroju wolno dotykać osobom postronnym]. W przyszłym
roku zamierzam pójść na wszystkie prowadzone przez nie prelekcje, bo jestem
pewna, że też będą świetne.
W tym roku na sobotni obiad wybraliśmy się większą grupą do Baru Omega, który
polecał Łoś. Już z daleka na ulicy pięknie pachniało jedzeniem, a kolejka do zamówienia
była spora, co świadczyło o tym, że potrawy są dobre. W kolejce przetrwaliśmy sobie
spokojnie ulewę a potem zjedliśmy pyszne jedzenie, którego było tyle, że trudno
było skończyć swoją porcję.
Na ulicy wygłupialiśmy się korzystając z naszych strojów;
Łoś wziął mnie na celownik repliki karabinu, a że wyglądałam jak muzułmanka, to
ludzie bardzo dziwnie się na nas patrzyli ;-)
Wieczorem znów prelekcje o mistrzowaniu, tak bardzo udane,
że odpuściliśmy sobie konkurs Alter Ego. Obejrzałyśmy tylko zwycięzców. Resztę
wieczoru spędziłyśmy po prostu w Kafejce z 1001 nocy przy świetle lampionów i świetlnego
miecza Isaabel J Padłyśmy
spać naprawdę szybko ale bez większego żalu, bo wybawiłyśmy się jak studentki.
W nocy szaleli Gopnicy, były dzikie harce w Kafejce, ale znam je już tylko z
opowieści Łosia, który wytrwał znacznie dłużej [miał bliżej do domu, skubaniec
;)].
W drodze powrotnej zabrałyśmy do Gdańska jeszcze dwie pasażerki.
Szacun dla dziewczyn, bo do Giżycka przyjechały autostopem. W zasadzie przez całą drogę miałyśmy o czym
rozmawiać, krajobrazy były piękne, a kawa na stacjach gorąca i dobra. To była naprawdę
udana podróż, nie dłużyła się ani odrobinę.
Teraz czas myśleć o własnej prelekcji na kolejny rok i planować
fajny strój J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz