wtorek, 12 września 2017

Długie lato

Pogoda nie dopisała w tym roku, ale mimo wszystko udało mi się trochę pojeździć po Polsce. Zaczęłam od Grunwaldu, potem był Wolin a główną część sezonu skończyłam na wycieczce na Twierdzę Fantastyki do Giżycka.

Przed Wolinem uszyłam wszystko, co musiałam uszyć i schowałam maszyny do szafy, żeby nie uszkodziły się podczas remontu pokoju. Z remontu nie wyszło nic, zdarza się. Za to ja odpoczęłam od szycia i wróciłam do rysowania. Kiedy wczoraj wydobyłam Juki na powierzchnię poczułam znowu radość z tego, że szyję. I o to chodziło.

Grunwald sprawił mi sporo radości. Może dlatego, że pogoda wyjątkowo dopisała. Co roku zastanawiam się, po co tam jadę i co roku spotykam ciekawych ludzi, o tabunach znajomych nie wspominając. Jest okazja do zakupów i testowania różnych średniowiecznych koncepcji w praktyce.

Na Wolinie nie byłam od 6 lat. Obszyłam się na szybko i ruszyłam ze znajomą ekipą jako pomoc obozowa. Pogoda znów dopisała i przez te kilka dni nie padało, dzięki czemu nie utonęliśmy w błocie, tylko wdzięcznie unosiliśmy się na jego powierzchni. Mogłam do woli porównywać podejście "wczesnych" i "późnych" do rekonstrukcji, walki, obozowania czy nawet nazewnictwa. To było ciekawe doświadczenie. Poza tym wielkie targowisko robi wrażenie i można na nim wypatrzyć niezłe cuda. Jest jakby luźniej i bardziej spontanicznie niż na Grunwaldzie,może dlatego, że łatwiej o integracje bez podziału na terytoria poszczególnych chorągwi.

W międzyczasie pojeździliśmy na małe wypady reko albo pokazy, tak na jeden dzień, jak na piknik. Taki wyjazd nie wymaga przygotowań, jest się blisko domu i w razie niepogody można wrócić w pól godziny. Same zalety :)

Ostatni wycieczka na festiwal fantastyki była najciekawsza ze względu na kompletnie inne podejście ludzi do tematu stroju i szpeju. Obowiązuje zasada 5 metrów, czyli jeśli coś wygląda dobrze z tej odległości, to wszystko jest ok. Nikt nie ma odruchu "chować plastik". Można się pokłócić całkiem poważnie o to, czy na zbroję lepsza jest pianka EVA czy spienione PCV. Albo o szkołę malowania figurek.
Poczułam, że mam wielkie braki w ostatnio popularnych książkach, a jeśli chodzi o gry komputerowe, w które nie gram wcale, to już porażka. Trzeba mi tłumaczyć dowcipy.

Za to postrzelałam z broni ASG, opiłam się boskiej kawy dzięki Maćkowi Reihlowi i jego berberyjskiej placówce i pośmiałam na prelekcjach. Okazało się, że w kilku tematach jestem bardziej obyta niż prelegent, a Connor i Leszek z którymi miałam przyjemność się bawić to już specjaliści, których trudno zagiąć.
I poczułam, że kiedy projektuje się coś do użycia na LARPach albo o cosplayu, to właściwie wszystko można. Nie jestem ograniczona do tego, co realne, wykopane, zmierzone i sprawdzone. Muszę się oswoić z ta myślą - dla mnie to prawdziwa rewolucja. Zdębiałam, gdy sobie uświadomiłam, że robiąc spódnicę stęampunkową można wszyć w nią gumkę. Można zrobić metalowe nabijane oczka w sznurowaniu. Bo ogranicza mnie tylko estetyka. Wow... To takie inne podejście niż reko.

Teraz myślę sobie, że w przyszłym roku dorzucę kilka fantastycznych imprez do mojego kalendarza. Warto :-)