poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Słupsk 2016

Miejscówka nad rzeką, w zaroślach pełnych mięty wodnej i komarów.
Udało mi się pojechać do Słupska, na jedną z moich ulubionych imprez w sezonie. Na Słupsku zawsze są ciekawe warsztaty, a ja bardzo lubię uczyć się czegoś nowego.
W tym roku było sporo ciekawych rzeczy dla dzieci, na przykład lepienie z gliny i robienie motanek, słowiańskich lalek.
Był turniej bojowy, którego finał udało mi się obejrzeć, turniej łuczniczy, który bardzo chciały obejrzeć moje dzieci i turniej 50+, bardzo wesoły i niepoważny, który rozbawił mnie do łez. Pierwszego wieczoru podzieliliśmy się na podgrupy, ja poszłam spać z dziećmi i to był zły pomysł, a mąż poszedł się bawić. Hasło jego wieczoru brzmiało "Jeśli masz w kuflu wodę, to ją wylej!"
W nocy wiało od rzeki, skakały po mnie żaby a dzieciaki i tak nie dały mi spać. Za to rano wstały jak zawsze przed siódmą, głodne i pełne werwy.

Poranki na turniejach są urocze. Dookoła cisza i spokój, rosa na trawie, śpiew ptaków, sporadycznie pochrapywania z namiotów. Kuchnia na szczęście już działała, więc nawet tak wcześnie można było coś zjeść i napić się gorącej herbaty w doborowym towarzystwie. Z resztą wyżywienie na Słupsku jest wspaniałe. Nie trzeba wozić własnych zapasów ani kotłów, wystarczy kubek, miska i łyżka. Moja córka buszowała po karczmie  zaglądała w każdy kąt tak skrupulatnie, że zarobiła na przezwisko "Sanepid". Przy okazji tak się objadła, że dostała rozstroju żołądka i musieliśmy wcześniej wrócić do domu...
Nie poszłam na inscenizację i ominęła mnie cudowna słupska biesiada, na której miały byś daktylowe trufle i bieg dam bez biegania, który lubię sobie pooglądać. No cóż, pozostaje przyjechać w przyszłym roku i jednak nie zabierać dzieci ;)

Szranki o poranku

Mniam

Poranny ogień pod kuchnią i całe tłumy głodomorów. Kryją się pewnie w piwnicy ;)

Warsztaty

środa, 17 sierpnia 2016

Spory garnek

Mierzę się z nowymi wyzwaniami jeśli chodzi o wielkość formy. Tym razem zrobiłam garnek wczesny, w zamierzeniu do farbowania tkanin. Jeszcze nie wiem jaką ma pojemność, bo żeby zrobić test muszę go wypalić.
Ulepiłam go z wałeczków gliny szamotowej na kole nożnym, bez użycia wody. Wyklepałam ostateczny kształt łyżką i drewnianą deseczką. Czyli metoda pasowo-ślizgowa kombinowana ;)


Nowa maszyna w domu

Mam nową maszynę do szycia. Elektroniczną, wieloczynnościową  Juki HZL-HD 197.

Wszystko przez Młodą, która pokazała mi swoją Janome DXL603. Cichutką, precyzyjną, wielościegową. Z automatem do dziurek. Pomyślałam, że też mogłabym sobie taką kupić. Ściegi ozdobne pozwoliłyby mi tworzyć bieliznę na XVI czy XVII wiek. A to, że maszyna szyje cicho pozwalałaby na szycie wieczorami, kiedy wszyscy siedzą w jednym pokoju i narzekają, że przez maszynę nie słychać muzyki czy oglądanej bajki.

Obejrzałam mnóstwo różnych modeli i w końcu zdecydowałam się na maszynę firmy Juki, bo mam blisko sklep, gdzie mogłam przetestować wybrany model. W razie czego nie będzie też problemu z serwisem. Poza tym z wielkiej trójcy renomowanych producentów: Juki, Janome, Elna to właśnie Juki była najtańsza.

Teraz jestem w fazie testów maszyny. Uszyłam już sobie sztruksowa spódnicę z podszewką. Wszystko wyszło bardzo ładnie, nie było problemu z szyciem czterech warstw sztruksu, a potem cieniutkiej, śliskiej podszewki. Maszyna nie ściąga ściegu nawet na takim trudnym materiale. Przeszyłam wełniane nogawice, len, gumki w dresach. To jest zupełnie inne szycie niż dotąd.

Maszyna rusza powoli, najpierw słychać silnik, a potem dopiero rusza igła. Do tego trzeba się przyzwyczaić, bo w maszynach mechanicznych ruszanie wygląda nieco inaczej. Chwytacz rotacyjny pracuje naprawdę cicho, bez  tego charakterystycznego trzasku jak przy chwytaczu wahadłowym, dzięki któremu stare Łuczniki słychać z mieszkania obok. Nie ma też dźwięku wirującej szpuli z nićmi, bo nitka rozwija się bezszelestnie  z leżącej szpulki.
Maszyna staje sama, jeśli nic z dolnego chwytacza się zaplącze. Dzięki temu stopka nie jest unieruchomiona na amen i można łatwiej usunąć zator. Ponadto widać ile jeszcze jest nici na szpulce, bo jest ustawiona poziomo pod przezroczystym kawałkiem płytki ściegowej.

Na wyświetlaczu maszyna podaje jakiej stopki użyć do jakiego ściegu, co się bardzo przydaje, bo ściegów jest 100 a do tego alfabet i możliwość wyszywania liter, czy całych wyrazów. Wymiana stopek jest w systemie matic, więc zajmuje parę sekund. Więcej czasu zużywam na znalezienie stopki w schowku, bo zawsze leży przykryta masą innych szpargałów.

Schowek jest mniejszy niż w mojej starszej, mechanicznej  maszynie Elny. Może dlatego, że elektronika zajmuje więcej miejsca. Tak czy siak wyposażenie dodatkowe się w nim mieści, w tym super-ostra prujka.

Wolne ramię jest dość szerokie, więc jeśli ktoś szyje ubranka dla niemowlaków może mieć problem z naciągnięciem rękawków na ramię. Z dorosłymi ciuchami problemu nie ma, ale znów w Elnie wolne ramię było węższe.

Za to oświetlenie jest pierwsza klasa. Ledy są mocne i nie nagrzewają maszyny. Wszystko pięknie widać i nie muszę wieczorem doświetlać sobie roboty dodatkową lampą.


Co poza tym? Jestem zadowolona. Moje oczekiwania zostały zaspokojone i mam nadzieję, że będę sobie na tej maszynie szyć długo i szczęśliwie :) 

Juki HZL-HD 197

sobota, 13 sierpnia 2016

Leniwa sobota

Miałam dziś cały, cudownie długi dzień dla siebie, pustą chatę i żadnych obowiązków. Prawdziwy Dzień Dziecka. Miałam sobie przetestować nową maszynę do szycia, ale... Zaczęłam od kupienia sobie wielkiego bukietu kwiatów i posortowania dzianin, które nabyłam w maju. A jak dzianiny, to jednak coverlock. I z testowania niewiele wyszło. Za to uszyłam dla siebie pięć bluzek do pracy, dla córki dwie pary szortów i legginsy a dla syna dresowe spodnie. Po drodze zdążyłam pójść na spacer, zakupy i nawet upiekłam chleb.
Miałam się obijać, ale nie umiem. W każdym razie jestem bardzo zadowolona, bo mam w czym chodzić, a materiał nie leży na dnie pudła i nie parcieje.
A księżniczka Juki czeka na niedzielę :)


Tak to wyglądało :)



piątek, 12 sierpnia 2016

W trasie

Ostatnio jestem w delegacjach i przemierzam Polskę wzdłuż i wszerz, więc czasu na pisanie i eksperymenty mam mało. Ale obiecuję, w końcu to nadrobię :)

środa, 3 sierpnia 2016

Kwas chlebowy, cd.

Walczę z tym kwasem. Na razie jedna butelka wybuchła. W smaku jest to nadal berbelucha w typie wczesnego zacieru.
W związku z tym wybrałam się razem z  Rosamar na Jarmark Dominikański i kupiłam litr litewskiego ciemnego kwasu. Och, jaki dobry!... Piję, i żółknę z zazdrości ;)