Na Grunwaldzie nabyłam książkę o kuchni Słowian i od razu wypróbowałam przepis na kwas chlebowy. Pierwsze koty za płoty, kwas jest. I jest kompletnie inny niż to, czego oczekiwałam:
Kwas jest kwaśny - to plus.
Smakuje drożdżami piekarniczymi - minus.
Nie jest ani troszeczkę słodki - minus.
Prawie nie smakuje chlebem - minus.
Mocno gazowany - plus.
Orzeźwia - plus.
Mętny - mi to nie przeszkadza.
Mam wrażenie, że popełniłam sporo błędów, ale zabieram się za nową porcję, nie odpuszczę.
A na razie parę zdjęć, bo kwas jest fotogeniczny. Zwłaszcza w moim nowym pucharze :)
piątek, 29 lipca 2016
czwartek, 28 lipca 2016
Bez okazji
Żona - Potrzebuję nerki.
Mąż - Jakiej nerki?!...
Żona - Torebki-nerki, do biegania i na rower.
Mąż - Acha.
10 godzin później... :D
Mąż - Jakiej nerki?!...
Żona - Torebki-nerki, do biegania i na rower.
Mąż - Acha.
10 godzin później... :D
środa, 27 lipca 2016
wtorek, 26 lipca 2016
Malbork 2016
Latem nie ma siedzenia w domu! Zostaliśmy rodzinnie wyciągnięcie do Malborka na średniowieczny festyn związany z inscenizacją. Mieliśmy pobyć sobie na festynie parę godzin, a wyszedł cały dzień.
Napatrzyliśmy się na imponującą fortecę, kramy i na uczestników inscenizacji. Zamek z każdym rokiem robi na mnie większe wrażenie. Może dlatego, że jako dorosły człowiek umiem ocenić jego ogrom i czas, jakiego wymagała budowa takiej fortecy. A uczestnicy od lat trzymają poziom ;) Wielu jest świetnie przygotowanych, ale można też spotkać perełki przeniesione w czasie wprost z 2001-2003 roku. Zaskoczyły mnie ogromne tłumy na zamku. Widać, że impreza cieszy się wzięciem.
Zazdroszczę szczerze ekipie, która mogła gotować na Wysokim Zamku w kuchni Wielkiego Mistrza. To musiało byś wspaniałe doświadczenie! Może zaciągnę się na przyszły rok jako podkuchenna?...
Napatrzyliśmy się na imponującą fortecę, kramy i na uczestników inscenizacji. Zamek z każdym rokiem robi na mnie większe wrażenie. Może dlatego, że jako dorosły człowiek umiem ocenić jego ogrom i czas, jakiego wymagała budowa takiej fortecy. A uczestnicy od lat trzymają poziom ;) Wielu jest świetnie przygotowanych, ale można też spotkać perełki przeniesione w czasie wprost z 2001-2003 roku. Zaskoczyły mnie ogromne tłumy na zamku. Widać, że impreza cieszy się wzięciem.
Zazdroszczę szczerze ekipie, która mogła gotować na Wysokim Zamku w kuchni Wielkiego Mistrza. To musiało byś wspaniałe doświadczenie! Może zaciągnę się na przyszły rok jako podkuchenna?...
![]() |
Fosa |
![]() |
Widok z wieży na południe |
![]() |
Widok z wieży na północ |
niedziela, 24 lipca 2016
Grunwald 2016
Przeżyłam, umarłam w trakcie inscenizacji, wróciłam do domu. To tak w telegraficznym skrócie.
To był dziwny wyjazd. Bardzo zawiodła pogoda i nie było co robić, poza myśleniem, po co do licha znów tu przyjechałam?... Nie potrzebuję już wyjeżdżać z domu, żeby napić się piwa ze znajomymi. Przynajmniej z większością. Warsztatów rzemiosła, które najbardziej mnie interesują w okolicy właściwie nie ma... Muszę poważnie przemyśleć podejście do Grunwaldu.
Co robiłam w tym roku? Ganiałam za dziećmi, bo dwa dni spędziły na polu. Są już dość duże, żeby czerpać radość z ubierania się w śmieszne stroje, strzelania z łuku, wbijania gwoździ i posługiwania się nożem. Albo z siedzenie przy ognisku po zmroku słuchając jak Chorągiew śpiewa.
Testowałam gliniane garnki i żelazny kociołek, z całkiem dużym powodzeniem. W godzinę dało się przyrządzić pyszną kaszę. W żadnym garnku nie wychodzi tak dobrze jak w glinie bez szkliwa. Nie przywiera, nie przypala się, nie rozgotowuje. Zwłaszcza delikatna kasza jaglana zawsze się udaje, co w żelaznym garnku nigdy nie jest pewne.
Do dyspozycji miałam garnki od Neopottera, Lepigliny i Magdy Kopiczko. Każdy jest inny, wszystkie świetne. Teraz czas ulepić własne i zabrać na testy.
Na żelaznych i mosiężnych patelniach najlepiej szybko i mocno przesmażać mięso czy inną żywność. Do długotrwałego duszenia nie nadają, bo w czasie podgrzewania potrawa przechodzi żelazistym smakiem i ciemnieje. W metalowych kociołkach najszybciej zagotowuje się też wodę.
Jeśli chodzi o gotowanie jajek, to najszybsza okazała się metoda zagrzebywania ich w popiele. W kociołku gotowanie trwa znacznie dłużej.
Deszcz padał od środy do soboty. Nasz namiot zaczął przeciekać, więc namokły filcowe maty i koce, ubrania były ciągle wilgotne a buty łapały wodę każdym szwem. Wełna jak zawsze sprawowała się bez zarzutu, czyli nawet mokra grzała. Niestety miałam tylko jedną zamianę ciuchów z grubej wełny. Nowe się szyją. Zdążę pewnie na przyszły sezon. Kaptur typu wełna na wełnie grzał mnie w dzień i nocy, i jest to element garderoby, którego nigdy się nie pozbędę. Sprawdza się na każdym wyjeździe.
Mimo deszczu targowisko działało więc było się gdzie przespacerować, odwiedzić znajomych i miło spędzić czas. No, i oczywiście kupić znów trochę zabawek, nie tylko dla dzieci :D Hitem była wełna tkana w diament na kramie u Bartoszów, w różnych kolorach i grubościach. Piękna, koszerna, droga... Kupię sobie parę metrów w przyszłym roku, jak uzbieram fundusze. Przywiozłam przepiękną białą kamionkę kupioną u Magdy Kopiczko - tak uwielbiam u niej kupować. Nie ważne, ze umiem coś ulepić sama. Warto kupować u mistrzów.
Moja córka zakochała się w szpilkach z ametystem roboty Jarka Drawsa z More maiorum, więc kupiłam zestaw dla niej i drugi dla siebie. Uwielbiam kute szpilki.
Jak zwykle zajrzałam na stoisko Bellony i kupiłam rewelacyjną książkę kucharską - Kuchnia Słowian. Przeczytałam od deski do deski i teraz testuję smaki. Właśnie dziś zlałam w butelki kwas chlebowy i za pięć dni dowiem się, czy wyszedł dobrze. Mam wielką nadzieję że tak, bo uwielbiam kwas!
Próba generalna została zalana deszczem, więc z corocznego karnawału niewiele wyszło. Przygotowaliśmy się za słabo, żeby porządnie zagrać Minionki. Druga ekipa zrobiła to zdecydowanie lepiej. Cóż,trzeba już zacząć myśleć o przyszłym roku. Jedno, co po próbie chodzi za mną i nie mogę się tego z głowy pozbyć, to radosna przyśpiewka kibiców: Odwróćcie tabelę - Krzyżacy będą na czele!
Na szczęście sama inscenizacja się udała, było sucho i ciepło, lonty nie zamokły, nie było niewypałów ani rannych. Spakowaliśmy graty i pojechaliśmy do domu. Przy okazji na wyjeździe udało mi się zakopać auto w błocie. Wypchnęli mnie z niego dwaj uczynni turyści wraz z moim mężem. Nigdy nie wiadomo, skąd człowiek doczeka się życzliwości. Pozdrawiam panów turystów!
Po powrocie najchętniej wzięłabym jeszcze tydzień wolnego, żeby odpocząć po Grunwaldzie, ale tak dobrze to nie ma :)
Mimo, że nie byłam do końca zadowolona z tego wyjazdu, to już tęsknie za tymi wszystkimi ludźmi, których tak lubię i widzę tylko tam. To w sumie dla nich wciąż będę przyjeżdżać na pola.
To był dziwny wyjazd. Bardzo zawiodła pogoda i nie było co robić, poza myśleniem, po co do licha znów tu przyjechałam?... Nie potrzebuję już wyjeżdżać z domu, żeby napić się piwa ze znajomymi. Przynajmniej z większością. Warsztatów rzemiosła, które najbardziej mnie interesują w okolicy właściwie nie ma... Muszę poważnie przemyśleć podejście do Grunwaldu.
![]() |
Dzieci własne i zaprzyjaźnione. Fot. Anna Muszyńska |
Co robiłam w tym roku? Ganiałam za dziećmi, bo dwa dni spędziły na polu. Są już dość duże, żeby czerpać radość z ubierania się w śmieszne stroje, strzelania z łuku, wbijania gwoździ i posługiwania się nożem. Albo z siedzenie przy ognisku po zmroku słuchając jak Chorągiew śpiewa.
Testowałam gliniane garnki i żelazny kociołek, z całkiem dużym powodzeniem. W godzinę dało się przyrządzić pyszną kaszę. W żadnym garnku nie wychodzi tak dobrze jak w glinie bez szkliwa. Nie przywiera, nie przypala się, nie rozgotowuje. Zwłaszcza delikatna kasza jaglana zawsze się udaje, co w żelaznym garnku nigdy nie jest pewne.
Do dyspozycji miałam garnki od Neopottera, Lepigliny i Magdy Kopiczko. Każdy jest inny, wszystkie świetne. Teraz czas ulepić własne i zabrać na testy.
![]() |
Przygotowania do biesiady. Fot. Ola Piotrowska |
Jeśli chodzi o gotowanie jajek, to najszybsza okazała się metoda zagrzebywania ich w popiele. W kociołku gotowanie trwa znacznie dłużej.
Deszcz padał od środy do soboty. Nasz namiot zaczął przeciekać, więc namokły filcowe maty i koce, ubrania były ciągle wilgotne a buty łapały wodę każdym szwem. Wełna jak zawsze sprawowała się bez zarzutu, czyli nawet mokra grzała. Niestety miałam tylko jedną zamianę ciuchów z grubej wełny. Nowe się szyją. Zdążę pewnie na przyszły sezon. Kaptur typu wełna na wełnie grzał mnie w dzień i nocy, i jest to element garderoby, którego nigdy się nie pozbędę. Sprawdza się na każdym wyjeździe.
![]() |
Kraming. Fot. Anna Muszyńska |
Moja córka zakochała się w szpilkach z ametystem roboty Jarka Drawsa z More maiorum, więc kupiłam zestaw dla niej i drugi dla siebie. Uwielbiam kute szpilki.
Jak zwykle zajrzałam na stoisko Bellony i kupiłam rewelacyjną książkę kucharską - Kuchnia Słowian. Przeczytałam od deski do deski i teraz testuję smaki. Właśnie dziś zlałam w butelki kwas chlebowy i za pięć dni dowiem się, czy wyszedł dobrze. Mam wielką nadzieję że tak, bo uwielbiam kwas!
![]() |
Wyjście hakowników na generalkę. Fot. Magdalena Korinka |
Na szczęście sama inscenizacja się udała, było sucho i ciepło, lonty nie zamokły, nie było niewypałów ani rannych. Spakowaliśmy graty i pojechaliśmy do domu. Przy okazji na wyjeździe udało mi się zakopać auto w błocie. Wypchnęli mnie z niego dwaj uczynni turyści wraz z moim mężem. Nigdy nie wiadomo, skąd człowiek doczeka się życzliwości. Pozdrawiam panów turystów!
Po powrocie najchętniej wzięłabym jeszcze tydzień wolnego, żeby odpocząć po Grunwaldzie, ale tak dobrze to nie ma :)
Mimo, że nie byłam do końca zadowolona z tego wyjazdu, to już tęsknie za tymi wszystkimi ludźmi, których tak lubię i widzę tylko tam. To w sumie dla nich wciąż będę przyjeżdżać na pola.
![]() |
Pixarowe niebo nad obozem Chorągwi Gdańskiej. Fot. własna |
![]() |
Kamil Szproncel złapał podwózkę w drodze na spotkanie dowódców. Fot. własna |
![]() |
Odpoczynek po "śmierci". Fot. własna. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)