![]() |
Nogawice ze wstrętnej wełny |
Byłam wtedy jakaś nieśmiała i nie zwróciłam tego paskudztwa, choć powinnam. Przez 10 lat przerabiałam tą wełnę, było tego ze cztery metry, więc szło powoli. Porobiłam kaptury z podszewką, spodnie wczesne, płaszczyki i w końcu nogawice dla mnie.
Kiedy zaczynałam zabawę w reko uszyłam sobie pełny męski strój - nogawice, dublet, koszule i gacie i dumnie paradowałam w nim po Grunwaldzie. Ponieważ źle dobrałam materiał na nogawice i był to sztywny loden, to oczywiście pękły pierwszego dnia po założeniu. Na szczęście w zapasie miałam bawełniane portki kupione na straganie dla turystów za 20 zł i te szmaciaki służyły mi ponad 10 lat na każdej inscenizacji.
W tym roku pojechaliśmy na inscenizację do Torunia, i jakoś mnie naszło, żeby w końcu uszyć męski strój na nowo zamiast wstydliwie opychać pod przeszywką koszulę z ikeowskiej bawełny i stare spodnie z zamkiem błyskawicznym. Z braku materiałów wyciągnęłam resztki ohydnej wełny w paski, zesztukowałam co się dało i zrobiłam nogawice. Za krótkie, źle spasowane, ale jednak. W Toruniu były tropiki i przeklinałam moje głupie pomysły :)
![]() |
Nowy wykrój |
Pomyślałam po powrocie, że więcej tego dziadostwa na siebie nie założę i kupię porządny materiał. z Wolina przywiozłam ładny kawałek wełny w kolorze "jasny ugier" i zabrałam się do dzieła. Nieudane nogawice posłużyły jako wzornik na nowe. Potem idą do śmieci, bo ileż można się męczyć z tą wełną. Niech zostanie już tylko wspomnieniem :)
![]() |
Nie ma to jak ręczne szycie :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz